W tym roku, w kwietniu 2016 odbywała się kolejna edycja festiwalu Restaurant week, w której udało nam się wziąć udział :)
Jakie są zasady uczestnictwa w festiwalu i na czym on polega? Restauracje biorące w nim udział, przygotowują festiwalowe menu w cenie 39,00zł/osoba, napoje są dodatkowo płatne (w trakcie wizyty w lokalu)… Menu składa się z trzech pozycji, czyli przystawki, dania głównego i deseru. Każda osoba, która jest zainteresowana wzięciem udziału w festiwalu, przegląda restauracje w poszczególnych miastach i ich propozycję obiadową – zazwyczaj restauracje proponują jedno lub dwa festiwalowe menu. Po wyborze konieczne jest uregulowanie płatności on-line i cierpliwe oczekiwanie na zarezerwowany termin :)
Z wyprzedzeniem rezerwujemy stolik – na początku jest łatwo, miasto Warszawa i idziemy dalej. Kolejny krok to wybór daty, tu już tak łatwo nie było… pomimo, że festiwal trwał całe dziesięć dni od 1 do 10.04.2016, my mogliśmy wybrać się do restauracji tylko w niedzielę 10-go, czyli ostatniego dnia festiwalu. Po wyborze daty i godziny, w której chcieliśmy zjeść obiad, pokazują się do wyboru różne restauracje w Warszawie, które mają wolne miejsca w wybranym przez nas terminie… do wyboru mamy kuchnie indyjską, chińską, europejską czy włoską… Uwielbiam włoską kuchnię i po przejrzeniu proponowanych dań, postanowiliśmy udać się na obiad do restauracji La Tomatina w samym centrum Warszawy :)
Zachodziło duże prawdopodobieństwo, że coś nam wypadnie albo po prostu zapomnimy o tym obiedzie – “skleroza” to moje drugie ja ;) Na szczęście pomimo dość dużej liczby rzeczy do załatwienia na już, udało się! Dotarliśmy na miejsce z wyprzedzeniem około 20 minutowym, pusty lokal, pomyśleliśmy, że posiedzimy i poczekamy, jednak nic z tego… tu trzeba być punktualnym! Powiedziano nam, że lokal jest w trakcie przygotowania i mamy przyjść o czasie, a nie z takim wyprzedzeniem. Ech, niech będzie, wyjścia nie mamy… poszliśmy na krótki spacer, odkrywając przy okazji restauracje warte odwiedzenia przy następnej okazji :)
Po orzeźwiającym spacerze, wygłodniali dotarliśmy na miejsce… w restauracji praktycznie komplet, dosłownie jeden stolik wolny – jak nic, ktoś zapomniał ;) Na początek dostaliśmy przystawki, krewetki z kolendrą, czosnkiem i papryczką chilli oraz tytułowego, pieczonego bakłażana z sosem bolognese i serem parmigiano reggiano – początek wspaniały, przekąski absolutnie doskonałe :)
Talerze po przystawkach znikają i chwilę później dostajemy danie główne, pizza ze szpinakiem, cebulą, czarnymi oliwkami, pesto, fetą i gotowanym jajkiem, posypana serem parmigiano regiano – hmm, specyficznie smakuje jajko na twardo na pizzy, ale danie to było zdecydowanie smaczne :)
Drugie danie to pasta, dokładnie tagliatelle w sosie śmietanowym, szynką parmeńską, suszonymi pomidorami i świeżymi pomidorkami cherry, posypane także serem i pietruszką… Hmm, kto wpadł na pomysł, aby szynkę parmeńską pokroić w niewielkie kawałeczki? Jak ktoś mógł ten pomysł zrealizować… przecież najlepsza jest w przezroczystych plasterkach – przynajmniej ja w tej formie podania ją uwielbiam… Dodatkowo pasta była dość ciężka i słabo przyprawiona, ogólnie szału nie było ;)
A co na deser? Oczywiście najlepsze włoskie ciacho czyli tiramisu, pyszne i rozpływające się w ustach – kawowe niebo na zakończenie! :)
2 Comments
Mniam, mniam-zwłaszcza tiramisu :-)
Uwielbiam to ciacho! :)