Paris, Paris… wybierałam się do Paryża dobrych kilka lat i w końcu w 2011 roku dotarłam! Wybraliśmy się w zimę, wychodząc z założenia że we Francji zawsze będzie cieplej niż u nas… no cóż, wiał tak okropny wiatr że do dziś go pamiętam – jednak pomimo niesprzyjających warunków pogodowych byliśmy zachwyceni :) Zapraszam na krótką, wspomnieniową wycieczkę po tym magicznym miejscu…
Chyba każdemu kto pomyśli o Paryżu, to pierwsze co przychodzi do głowy to wieża Eiffla i nie ma co z tym dyskutować, jest to oczywisty numer jeden. Dodam, że trzeba się postarać aby pominąć wieżę, gdyż jak Pałac Kultury w Warszawie widoczna jest praktycznie z każdej części miasta. Plan był taki, żeby wjechać windą na górę i nacieszyć oko panoramą miasta, ale pojęcie “kolejki” w Paryżu nabiera nowego wymiaru… szkoda nam było czasu żeby stać w kolejce na oko ze dwie godziny, więc bardzo dokładnie obejrzeliśmy ją z dołu, boku prawego i lewego…
Spacerem przez Sekwanę i most Alexandra skierowaliśmy się w stronę Łuku Triumfalnego, wieje, strasznie wieje… istny przeciąg na Polach Elizejskich ;)
Docieramy do placu de la Concorde i wchodzimy do parku Jardin des Tuleries – na każdym kroku historia, piękne zabudowania i przestrzeń – co już w wielkich miastach takie oczywiste nie jest…
Kilka kroków dalej naszym oczom ukazuje się pałac królewski, a obecnie muzeum sztuki Luwr ze znaną szklaną piramidą na środku. Dodam, że pomimo naszych chęci do zwiedzenia muzeum, chociaż jego niewielkiej części to nie było na to najmniejszych szans – kolejka jeszcze dłuższa niż do wjechania na wieżę Eiffla, tak na około trzy godziny. Następnym razem rezerwujemy cały dzień na Luwr!
Przed nami Centre La Pompidou, niesamowity budynek wyglądający troszkę jak w budowie, tuż obok zakręcona fontanna (szkoda, że nieczynna) – fajne miejsce. Następnie kierujemy się w stronę katedry Notre Dame, tu deszcz już pada i nie pozwala się specjalnie delektować widokami, więc robimy zdjęcie w biegu i chowamy się w jednej z okolicznych restauracji na grzane wino… strasznie zimno w tym Paryżu było ;)
Następnego dnia kierujemy się na północ Paryża, do położonej na wzgórzu dzielnicy o nazwie Montmartre – stare kamienice, brukowane uliczki i mnóstwo restauracji… Czerwony wiatrak z Moulin Rouge wygląda świetnie, a w środku malowidła tancerek, klimatyczne miejsce. Idziemy dalej, nie jest łatwo, co chwilę pod górę trzeba się wdrapywać, ale dzielnie wspinamy się do bazyliki Sacre-Coeur.
Po drodze wypatrzyliśmy kolejny wiatrak Moulin de la Galette – jedyny jeszcze czynny wiatrak na Montmartre :) Kilka kroków dalej, wpadamy na Place de Turtre i przepadamy w galerii obrazów… jest to znane atelier malarzy ulokowane na placu pod gołym niebem – swoje początki ma w latach 40-tych… Tu też wypatrzyliśmy sprzedaż grzanego wina, nie mogliśmy przejść obok obojętnie – delektowaliśmy się smakiem i podziwialiśmy dzieła a na dodatek tuż obok grała kapela – czego można chcieć więcej :)
W końcu dotarliśmy do bazyliki Sacre-Coeur, świątyni z fantastycznym widokiem na miasto… mnóstwo ludzi siedzi na schodkach delektując się winem i widokiem oczywiście ;)
Wracając postanowiliśmy zobaczyć na własne oczy Plac Pigalle czyli sławną dzielnicę “czerwonych latarni” – nie było zaskoczenia, wszystko się mieni w kolorze czerwieni, z każdej strony sex shopy i ciemne zakątki w które nie specjalnie miałam ochotę zaglądać ;)
Wybraliśmy się także do nowoczesnej, biurowej części o nazwie La Defense – jednym słowem, centrum biznesowe Paryża. Mieści się tu między innymi nowoczesny Łuk Triumfalny La Grande Arche.
A jeśli ktoś ma ochotę na zakupy, to czy to będzie sztuka, odzież czy po prostu jedzenie nie zawiedzie się… Oglądając zdjęcia, ponownie zaczęłam się zastanawiać czy wszystkie sery były oby na pewno jadalne – a może niektóre tylko raz ;)
Myślę, że kiedyś jeszcze do Paryża wrócimy, aby zobaczyć to czego jeszcze nie widzieliśmy a zobaczyć powinniśmy :) Dużo, bardzo dużo punktów zostało nie zrealizowanych, a na część po prostu nie było już czasu… jednak najważniejsze, że Paryż uwodzi i zachwyca!
Leave a reply