Puerto Rico było naszym pierwszym punktem w wycieczce na Gran Canaria. Tu zarezerwowaliśmy hotel Terazza Amadores – szczęśliwie dostaliśmy pokój z tarasem skierowanym na zatokę Amadores – cudowny widok rozpościerał się z naszych okien. Na terenie hotelu znajdował się niewielki basen i restauracja serwująca całkiem smaczne jedzenie.
Puerto Rico jest dużą miejscowością, słynąca z imprezowego charakteru i wielu turystów. Centrum miasta rozciąga się od portu jachtowego z niewielką plażą wgłąb wyspy. Miasteczko otoczone jest z każdej strony wysokimi górami, których zbocza są dosłownie oblepione hotelami – widok zacny, jednak tylko wieczorową porą ;) Znajdziemy tu mnóstwo sklepów, centrum handlowe, restauracje, kluby nocne i wszelkiego rodzaju imprezownie.
Plaża Amadores znajduje się w spokojniejszej części miasteczka Puerto Rico, bliżej miejscowości Mogan. Zatoka także jest otoczona górami, jednakże tu hoteli jest tylko kilka i nie sprawiają tak przytłaczającego wrażenia. Wybierając się do Puerto Rico warto rozważyć pobyt właśnie w tej części miasteczka, ale jak zawsze, wszystko zależy od oczekiwań ;)
Wokół plaży rozmieszczone są różnorodne restauracje serwujące tapasy, obiady, desery – znajdziemy tu praktycznie wszystko. My się skusiliśmy na zestaw tapasów – dostaliśmy duży półmisek z tutejszymi specjałami takimi jak: papas arrugadas (ziemniaki w mundurkach z dużą ilością soli) podane z sosami mojo rojo/picon (ostry) i mojo verde (sos z kolendrą), kalmary, ostre papryczki, tortilla, sery kanaryjskie, szynka – wszystko wspaniałe i absolutnie przepyszne! A także krewetki, za którymi tęsknie będąc w Polsce…
W trakcie zachodu słońca organizowane są rejsy statkiem m. in. z Puerto Rico i Puerto de Mogan. Będąc na plaży i delektując się tutejszym specjałem, wybornym rumem z miodem (koniecznie trzeba spróbować!), jeden ze statków pełnym turystów puścił na cały regulator muzykę z Rocky – wszyscy to znamy “Gonna fly now” Bill Conty – super, łącznie z brawami i wiwatami wielonarodowej publiczności zgromadzonej na plaży Amadores, z nami włącznie :)
Wybraliśmy się na mały rekonesans po troszkę dalszej okolicy autkiem – zatrzymaliśmy się w Argeineguin i Pasito Blanco – nic specjalnego w tych miasteczkach nie znaleźliśmy, ale może słabo szukaliśmy ;) Jedno co nam się podobało to całkiem przyjemny port w Argeineguin…
Następnie pojechaliśmy do niedaleko położonej miejscowości Maspalomas – kolejny turystyczny kurort, znany przede wszystkim dzięki chronionym wydmom w rezerwacie “Dunas de Maspalomas”. Znajduje się tu także wysoka na prawe 70 metrów latarnia morska, która mieści się tuż przy molo. Miasteczko pełne jest hoteli, restauracji a także różnorodnych sklepów: znajdziemy tu znane marki, sieciówki i sklepy bezcłowe – a co za tym idzie, mnóstwo turystów z całego świata w każdym wieku, zarówno w eleganckiej części Meloneras jak i imprezowej Playa del Ingles.
W czasie gdy odwiedzaliśmy Maspalomas miała miejsce “Cow Parade” – wzdłuż promenady Meloneras rozstawione były kolorowe krowy ;)
Wydmy “Dunas de Maspalomas” to klimatyczne miejsce – jak to na wydmach, duuużo piasku, a także większych i mniejszych czarnych kamieni. Wszędzie można znaleźć różne romantyczne napisy, serca przebite strzałą czy wyznania miłosne – i ja takie wyznanie znalazłam na plaży w Maspalomas… Cali zapiaszczeni, rozgrzani kanaryjskim słońcem, z widokiem na wydmy i ocean zaręczyliśmy się! Już zawsze wydmy będą mi się kojarzyć bardzo romantycznie :) A w jednym ze sklepików plażowych nazywanych “kiosco beach” zakupiliśmy arbuzowe drinki dla uczczenia tej niepowtarzalnej chwili i wniesienia toastu!
W Maspalomas woda jest mocno niespokojna, olbrzymie fale i prądy nie ułatwiają zabawy w oceanie. Gdy weszliśmy do wody, aby pobawić się troszkę w falach, już po przeskoczeniu jednej z pierwszych zostałam znokautowana – i to dosłownie! Fale były bardzo wysokie i silne, więc mnie troszkę przemieliło a następnie nie chciało “wypuścić”… nie byłam w stanie samodzielnie stanąć na nogi – Piter miał niezły ubaw, ratując mnie i wyprowadzając na plażę ;)
Jeszcze tego samego dnia wieczorem, świętowaliśmy w restauracji “Grill Amadores” w miejscowości Puerto Rico. Restauracja znajduje się przy samym porcie, z widokiem na kołyszące się żaglówki i rozświetlone hotelami góry. Zamówiliśmy świeżą, dużą rybkę i ziemniaczki w mundurkach (narodowa potrawa – papas arrugadas), podane z sosikami mojo picon i mojo verde. Forma podania rybki nas lekko zaskoczyła – kelner przy nas “ogarniał”, dzielił i serwował na talerze… a do tego lokalne wino. Był to najsmaczniejszy i najbardziej efektownie podany posiłek na całej Gran Canaria! Restaurację “Grill Amadores” bez wahania – polecamy :)
Niesamowite jak szybko można się przyzwyczaić do śniadań na tarasie z widokiem na zatokę, kolacji przy zachodzie słońca z niespiesznie popijaną lampką lokalnego wina czy też rumu z miodem…
P.S. Zakładam, że jeśli chodzi o wydmy Maspalomas i Puerto Rico mogę być troszkę nieobiektywna, ale z uwagi na romantyczny klimat, mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone ;)
Leave a reply